Na imię mam Kalina, a żeby było śmieszniej, oba pokolenia moich przodków mają nazwiska pochodzenia kwietnego. Urodziłam się równo 82 lata po zatonięciu Titanica. Słynę w Mieszku ze spranych różowych pasemek, wrednych, niewybrednych komentarzy i wielkiego braku inicjatywy. Absolwentka muzycznej, stąd moje zboczenie muzyczne w anime, a jako, dali borze tucholski, przyszły architekt, również fetyszystka wobec warstwy wierzchniej i technicznej mang, gier, anime.
Nie pamiętam, kiedy był pierwszy KoneCon, ale pamiętam, że był to mój pierwszy konwent. Rzadko na takowe jeżdżę, a nawet, gdy już jestem, to nie dłużej, niż jeden dzień ( zwłaszcza latem - prysznic jest zawsze, ale po co używać.. ). Jeżeli do tego dojdzie kwestia drących pyszczki dwunastolatek w sleepach i ogólnego chaosu, to jestem w stanie opuścić conplace natychmiastowo. Uogólniając - jeżdżę nie na konwenty, ale do miast, gdzie one mają miejsce, moja ekipa ewentualnie zahaczy o szkołę, gdzie konwent ma miejsce. Niestety, zauważyłam, że im jestem starsza, tym dziwnie się na mnie spogląda - nie wiem, czy to brak tęczy na włosach, kocich uszek, stroju lolity albo różowych kajdanek, ale widok normalnie ubranych dziewczyn jest zwykle sporą sensacją wśród trzynastoleniej gawiedzi. Bardzo lubię kospleje, ale z powodu czystego lenistwa nie uczestniczę w tym przedsięwzięciu.
Czytać mang nigdy specjalnie nie lubiłam i choć mam swoją niewielką kolekcję, to do niej nie wracam. Powiem wręcz, że aktualnie jedynym tytułem, który czytam regularnie jest Pandora Hearts, wobec której słowo "fangirl" pasuje do mnie idealnie :) Zamiast czytać mangi, preferuję historie pisane, ze szczególnym uwzględnieniem pisarzy pozytywistycznych, od Henia-Sienia, przez Tołstoja, po Dostojesia. Sapkowski to klasyka i o ile Saga o Wiedźminie to syf ( w który z drugiej strony zainwestowałam niemałe pieniądze, który kurzy się u mnie na szafce wyglądając wyjątkowo gustownie i w sumie nie żałuję wydanych pieniędzy ani zajmowanego przezeń miejsca ), o tyle Trylogię wielbię na każdy możliwy sposób. Do tego oczywiście Dorian Gray, który towarzyszy mi zawsze i wszędzie ( UWAGA najarane yaoistki, sięgajcie po literaturę wyższą, tam też są wzmianki shounen-ai~! )
Anime w gruncie rzeczy też mi się powoli przejada, od ponad dwóch lat w ciągu sezonu nie oglądam więcej, jak dwa, trzy tytuły ( nie jest to wina ani moja, ani braku mojego czasu, tylko regresu dobrych tytułów, których ostatnio jak na lekarstwo ). Nie mam cierpliwości do MALa, preferuję starego, dobrego Tanuka, który jest odświeżany regularnie i rzetelnie, a na którym moje konto to wynik nieporozumienia. Mimo to, to Tanukiem się kieruję i nigdy go nie zdradzę. Jak kogoś interesuje, co lubię, a czego nie, to zapraszam.
Co do japońskiej muzyki, uprzedzam, mam uczulenie na kpop, jpop i inne cholerstwa. Co prawda, są wyjątki ( całkiem dużo z resztą ), ale nie, nie mam swojego ulubionego wokalisty, nie, nie znam 15o nazw bandów, nie, nie przechodzę katharsis podczas słuchania wycia chłopca, który jest ode mnie niższy o 1o cm a na jakiekolwiek pytania dotyczące tych gatunków muzycznych reaguję pluciem kwasem. Z kolei japońska muzyka, jak najbardziej. Yousei Teikoku, Kokia, obie Hitomi, Yoeko Kurahashi, Akiko Shikata, Ali Project, The Back Horn, moje ukochane, choć to tylko zalążek moich folderów.
Czy mówiłam, że nie lubię fizyki?
Nie pamiętam, kiedy był pierwszy KoneCon, ale pamiętam, że był to mój pierwszy konwent. Rzadko na takowe jeżdżę, a nawet, gdy już jestem, to nie dłużej, niż jeden dzień ( zwłaszcza latem - prysznic jest zawsze, ale po co używać.. ). Jeżeli do tego dojdzie kwestia drących pyszczki dwunastolatek w sleepach i ogólnego chaosu, to jestem w stanie opuścić conplace natychmiastowo. Uogólniając - jeżdżę nie na konwenty, ale do miast, gdzie one mają miejsce, moja ekipa ewentualnie zahaczy o szkołę, gdzie konwent ma miejsce. Niestety, zauważyłam, że im jestem starsza, tym dziwnie się na mnie spogląda - nie wiem, czy to brak tęczy na włosach, kocich uszek, stroju lolity albo różowych kajdanek, ale widok normalnie ubranych dziewczyn jest zwykle sporą sensacją wśród trzynastoleniej gawiedzi. Bardzo lubię kospleje, ale z powodu czystego lenistwa nie uczestniczę w tym przedsięwzięciu.
Czytać mang nigdy specjalnie nie lubiłam i choć mam swoją niewielką kolekcję, to do niej nie wracam. Powiem wręcz, że aktualnie jedynym tytułem, który czytam regularnie jest Pandora Hearts, wobec której słowo "fangirl" pasuje do mnie idealnie :) Zamiast czytać mangi, preferuję historie pisane, ze szczególnym uwzględnieniem pisarzy pozytywistycznych, od Henia-Sienia, przez Tołstoja, po Dostojesia. Sapkowski to klasyka i o ile Saga o Wiedźminie to syf ( w który z drugiej strony zainwestowałam niemałe pieniądze, który kurzy się u mnie na szafce wyglądając wyjątkowo gustownie i w sumie nie żałuję wydanych pieniędzy ani zajmowanego przezeń miejsca ), o tyle Trylogię wielbię na każdy możliwy sposób. Do tego oczywiście Dorian Gray, który towarzyszy mi zawsze i wszędzie ( UWAGA najarane yaoistki, sięgajcie po literaturę wyższą, tam też są wzmianki shounen-ai~! )
Anime w gruncie rzeczy też mi się powoli przejada, od ponad dwóch lat w ciągu sezonu nie oglądam więcej, jak dwa, trzy tytuły ( nie jest to wina ani moja, ani braku mojego czasu, tylko regresu dobrych tytułów, których ostatnio jak na lekarstwo ). Nie mam cierpliwości do MALa, preferuję starego, dobrego Tanuka, który jest odświeżany regularnie i rzetelnie, a na którym moje konto to wynik nieporozumienia. Mimo to, to Tanukiem się kieruję i nigdy go nie zdradzę. Jak kogoś interesuje, co lubię, a czego nie, to zapraszam.
Co do japońskiej muzyki, uprzedzam, mam uczulenie na kpop, jpop i inne cholerstwa. Co prawda, są wyjątki ( całkiem dużo z resztą ), ale nie, nie mam swojego ulubionego wokalisty, nie, nie znam 15o nazw bandów, nie, nie przechodzę katharsis podczas słuchania wycia chłopca, który jest ode mnie niższy o 1o cm a na jakiekolwiek pytania dotyczące tych gatunków muzycznych reaguję pluciem kwasem. Z kolei japońska muzyka, jak najbardziej. Yousei Teikoku, Kokia, obie Hitomi, Yoeko Kurahashi, Akiko Shikata, Ali Project, The Back Horn, moje ukochane, choć to tylko zalążek moich folderów.
Czy mówiłam, że nie lubię fizyki?